Jak pisałem ostatnio, miasto, szczególnie blokowisko z wielkiej płyty, to jest fatalne miejsce z punktu widzenia survivalisty. U mnie nie raz i nie dwa miałem okazję się przekonać jak wygląda sytuacja w przypadku dłuższej awarii wodociągów, lub planowych wyłączeń podczas remontów… takich planowych, że owszem, gdzieś na klatce wisiała kartka drobnym drukiem, którą zobaczyłem po fakcie.
Chcę skorzystać z łazienki i nagle szok, nie ma wody, wychodzę do pracy, wracam a wody dalej nie ma. Jak tu przyrządzić posiłek, zrobić herbatę czy choćby załatwić potrzeby fizjologiczne (spłukanie toalety), jak zachować podstawową higienę. Wychodzę do sklepiku obok – Panie – wszystką wodę wykupili już – została butelka gazowanej, bierze Pan? W dalszych sklepach to samo…
Takie cyrki zdarzają się nie raz, a jak by to było w sytuacji naprawdę długotrwałego braku wody? W mieście nie ma czynnych studni. Na osiedlu dziadków, starym osiedlu z lat 50-tych w mniejszym mieście na podwórku była czynna studnia z pompą. W przypadku awarii szło się do studni, a na blokowisku z wielkiej płyty? Kilometr ode mnie jest rzeczka i staw, ale wody stamtąd bym raczej nie pił, bez naprawdę profesjonalnego filtrowania i odkażania.
Wyjściem z sytuacji są własne zapasy wody pitnej.
Woda pitna. Tutaj chyba wszystko w naszym gronie zostało już powiedziane. Jedna pięciolitrowa butla PET w markecie spożywczym to koszt w okolicach 2 zł. Kilka takich butli w zapasie może uratować sytuację. Warto znaleźć miejsce na ich zgromadzenie.
Woda techniczna. Pozbieraj plastikowe butle z kontenera na PET, albo zachowaj te zużyte. Napełnij kranówką, zanieś do piwnicy. To nic nie kosztuje. W razie czego będziesz mieć czym spłukać toaletę, nawet jeśli ta woda po jakimś czasie nie będzie mikrobiologicznie czysta – przyda się tak samo jak woda z marketu.
Zrób to sam. Typowy preppers preferuje własnoręcznie wykonane „sprawy” niż poleganie na tym, co jest dostępne „na gotowo”. Przygotuj własne zapasy wody. Zgromadź szklane butelki po sokach – takie jak widoczne na zdjęciu. Polecam te z zamknięciem „słoikowym”. Plastik nie nadaje się do tego celu, ponieważ po kontakcie z gorącą wodą „puszcza chemię”. Następnie wodę z kranu trzeba zagotować, szybko wlać do butelek i niezwłocznie zamknąć. Po jakimś czasie słoikowa nakrętka kliknie – to znaczy, że zrobiłeś wszystko prawidłowo. Taka woda może być przechowywana przez dłuższy czas i się nie zepsuje. Osad mineralny, który pojawi się na dnie jest zjawiskiem naturalnym i nie szkodzi. Mam ten patent wypróbowany.
Jakie są Twoje zapasy? Napisz w komentarzach!
Polecam:
Znów swoje „trzy grosze” jako żeglarz…
Pływając liczyłem 2 litry/dobę wody słodkiej do picia, 0,5 litra/dobę wody słodkiej do mycia (da się w tym umyć, problem jest z dokładnym spłukaniem), gdyż ciągłe mycie w słonej wodzie może powodować stany zapalne skóry…
Jaja, ziemniaki, ryż, kaszę gotowałem w wodzie zza burty (doprawdy, dużo smaczniejsze niż z osolonej wody słodkiej), naczynia też myłem w morskiej wodzie.
Szacuję zatem, że wystarczało mi „całościowo” 4,5 litra wody na dobę i na lądzie przyjąłbym podobny limit
czyli jedna butla PET na głowę na 24h
Do picia tak, ale należy też wziąć pod uwagę fakt, że każdy winien mierzyć „na własną miarę”…
jestem w stanie umyć się jako tako w 1 butelce PET (nie w środku oczywiście, haha)
Uwierz mi…
Jesteś w stanie w mniejszej :))
Jeszcze w kwestii toalety…
Warto mieć w tejże piwnicy również małą toaletę chemiczną „w stanie uśpienia”, a wówczas – jeśli zajdzie konieczność jej użycia – zapotrzebowanie na wodę „techniczną” również jest mniejsze niż „normalnie”…
oj nie wiem czy na moje sesje wystarczy chemiczna czy jakaś turystyczna…