Z reguły w ciepłym sezonie decydujemy się na wyciągnięcie rowerów z piwnicy. Rekreacja swoją drogą, ale znacznie przyjemniej dojechać do pracy, szkoły czy na zakupy rowerem niż „zapoconym” autobusem, czy tramwajem w układzie przypominającym puszkowane szproty, żegnając się często przy okazji z dokumentami, portfelem lub komórką.
Praktyczne użytkowanie roweru w mieście łączy się jednak z dużym ryzykiem kradzieży. Kilku z moich dobrych znajomych pożegnało się w ten sposób ze swoimi jednośladami.
Zabezpieczenia
Minimum to jednocześnie dwa bardzo dobre (i drogie) systemy zabezpieczeń, spinanie siodełka, kierownicy oraz innych możliwych do wykręcenia elementów. Jeśli to możliwe spinanie 2 rowerów razem. Oczywiście zdarzyło się, że kolega hiper-super-turbo zabezpieczeniami nie do przecięcia przypiął ultra-wypasiony rower do metalowego płotu – złodzieje przecięli płot.
Uczynić pojazd niewidzialnym….
…dla złodzieja to według mnie najlepsza metoda. Znajomy kupił rower za powyżej 2500 zł, nie ukrywał, że oprócz niewątpliwych walorów sportowo-użytkowych chciałby przez to zrobić wrażenie w towarzystwie – nie wiem jak mu się udało w towarzystwie – ale na złodziejach wrażenie zrobił na pewno. Pojazd bezpowrotnie zniknął w godzinach szczytu, w środku miasta.
W tym samym czasie, oszczędnie i racjonalnie – jakby inaczej, ja kupiłem, w celach czysto użytkowych, rower za 600 zł. Oprócz oczywistej mniejszej podatności na kradzież niż maszyna za 2500 zł i standardowych zabezpieczeń uczyniłem pojazd „niewidzialnym dla złodzieja”, a przynajmniej założyłem mu niezły „kamuflaż”. Sposób zdradzili mi profesjonaliści – kurierzy rowerowi, którzy robili to samo nawet z maszynami za kilka tys. zł. Rower, w niezłym stanie technicznym, posiadam do dzisiaj.
Kamuflaż
Pierwsze co zrobiłem to zdarcie wszelkich naklejek z marką, z wszelkich możliwych elementów pojazdu. W kilku miejscach, np. na przerzutkach, przejechanie wygrawerowanej marki szlifierką (nic nie widać z odległości pow. 1m). Personalizacja, czyli oklejenie roweru mocnymi, profesjonalnymi samochodowymi naklejkami – np. konkretnego fanklubu sportowego – ale oczywiście na tyle, aby nie wyglądało to kiczowato. Naklejki są „nie do zdarcia”. Gustowne przemalowanie lakierem kilku elementów, tak aby poniżej 50cm – 1m było wydać ślady „ręcznej roboty”, maźnięcia pędzlem, nieregularność. Jakaś tam dodatkowa taśma, oznaczenie plastikowych lampek – wygrawerowanie w nich na stałe dodatkowych oznaczeń, itp.
Kradzież
Drugi, podobnie spersonalizowany, choć już nieco starszy rower został i tak skradziony. Moja wina. Śpieszyłem się i zabrałem ze sobą tylko najprostszy zamek szyfrowy, który nie stanowił wyzwania dla miejscowych złodziejaszków. Skończyło się jednak na tym, że rower po jakimś czasie został odstawiony z powrotem na miejsce. Prawdopodobnie jakiś miejscowy cwaniaczek ukradł moją kolażówkę, przejechał się pewnie po flaszkę, przemyślał sprawę, a potem odstawił pojazd na miejsce, bo i tak nie mógłby go sprzedać, ani tym bardziej jeździć czymś tak charakterystycznym samemu. A może, jak to się złapani złodzieje zawsze tłumaczą, on się chciał tylko przejechać.
Nalepki…moja znajoma wykorzystała teraz ten patent – przykleiła do roweru jakieś wesołe wzory…co zabawne, ukradli jej nalepki. Rower zostawili. 🙂