Mam ochotę na dalsze dywagacje odnośnie wyglądu preppera/survivalisty, jako pewne rozszerzenie wczorajszego wpisu pt.
Jak powinien ubierać się survivalowiec/prepper?
Na czym opieram swoje przemyślenia? Na 3 filarach.
Po pierwsze moje własne analizowanie, życiowe doświadczenia z rożnych sytuacji i świadomość jak zewnętrzny wygląd może wpływać na postrzeganej naszej osoby. Kiedy mieszkałem na okrytym złą sławą (jednym czy drugim) osiedlu nikt (raczej) się nie czepiał dużego, krótko ostrzyżonego, na sportowo, w sportowej kurtce, pod nią polar, który dodatkowo ją nie tylko ogrzewał ale i wizualnie rozpychał klatę (mowa o mnie). Ot, taki widok przeciętnego chłopaka wracającego z osiedlowej siłowni. Natomiast typowy „chudy’ student; jeans, koszula w kratę, kurtka materiałowa, itp., nie raz został „skrojony”.
Drugi filar to słuchanie ludzi, rozmowy i lektura. Tutaj polecam opanowanie języka obcego, który posiada jakieś zasoby literatury/zasoby internetowe. Język obcy ma znaczenie mocno prepperskie (by tak to jakoś ująć), w języku obcym dogadasz się z obcymi oddziałami, masz szansę wytłumaczyć się, że jesteś TYLKO cywilem, poprosić, przekonać, handlować… Tak czy inaczej rozmawianie, słuchanie, czytanie ludzi, którzy naprawdę byli w sytuacji W lub SHTF, zwał jak zwał… Stąd mam przekonanie jak NIE powinien wyglądać prepper.
Trzeci filar to wspomnienia mojej własnej rodziny. Przed rodzinną wioskę babci 3 razy przetoczyła się linia frontu po 39-tym, nie licząc rajdu banderowców na okolice. 20 lat wcześniej, za pradziadków, wojska frontowe przeszły aż 5 razy. Rodzina była nauczona przetrwać w dobie W czy jak się teraz modnie mawia SHTF. Przetrwanie to dobre ukrycie zapasów, dobre odżywienie, zadbanie o siebie i zasoby, jednocześnie na zewnątrz najbardziej nędzny wygląd (ale bez przesady w 2gą stronę, by nie wzbudzić podejrzeń) jaki w danej sytuacji byłby uzasadniony. Cywilny wygląd, jakieś stare ubrania, dzieci w lekko porwanych łachmanach o umorusanych buziach. Jak najmniej zwracać uwagę i wyglądać najprzeciętniej wśród przeciętnych, o ile nie po prostu biednie w danej grupie ludności… temat rzeka.
Nie wyróźniać się z grupy cywilnej.
Natomiast, przypominam, w terenie survivalista wygląda jak przeciętny turysta, nie w stroju maskującym/militarnym. Jeśli w razie W jesteś w stroju militarnym, znaczy, że walczysz (będziesz się tłumaczył w zaświatach, że wcale nie walczyłeś). Jesteś zauważony, a na 95% zostaniesz zauważony przez zwiadowców – najpewniej zostajesz wzięty za partyzanta, razwiednika, bojownika wrogiej strony, a nawet uzbrojonego survivalistę – i zabity.
ze wspomnień dziadka znajomego z Pomorza, rok 44/45 młodych Polaków wcielano do Wehrmachtu i na wschód, czyli de facto szli na śmierć, już ot tym wiedzieli, on i kolega przy pierwszej okazji dali chodu, wyrzucili broń, on zakopał kurtkę, te charakterystyczne niemieckie buty, okutał się jakimiś szmatami, znaleźli go w lesie Ruscy, dał radę się wytłumaczyć – i tak trafił do łagru, ale przeżył – kolega został w mundurze, czy przynajmniej jego częściach – Ruscy go zabili jak tylko zobaczyli, bez pytania
Jak dla mnie troszkę pobieżne potraktowanie tematu. Mam wyglądać jak turysta w lesie? Czyli mam wyglądać jak powiedzmy wędkarz, więc chyba właśnie jakieś moro. Na wszelki wypadek niech dołączy do ubioru wędkę ;-). Według mnie moro (szerokie pojęcie) jest dziś tak ogólnie dostepne, że mało kto będzie to kojarzyć z wojskiem. Według mnie szerzenie opinii typu – masz moro masz przes… jest trochę błedne. Równie dobrze gość z papierosem może mieć przes… gdy jakiś żołnierz/partyzant będzie miał ochotę zapalić. Ja co prawda w moro nie chodzę, nie mój styl.
na tym blogu nie zajmuję się wędkarstwem ani ornitologią, jeśli będzie artykuł o zabawie w ASG czy jednostki paramilitarne – na pewno to odpowiednio zaznaczę
jeszcze raz – pozdrowienia serdeczne dla ornitologów, wędkarzy, fanów ASG – na tym blogu jednak zajmuję się preppingiem i survivalem w sytuacji kryzysowej, w tym działania zbrojne, nieregularne, zielone ludziki – rok przed wydarzeniami np w Donbasie ludzie tam chodzili na ryby, obserwowali ptaki, pewnie niektórzy bawili się w obozowanie w lecie czy nad rzeką – tak jak u nas
rok później była wojna i jest nadal – jeśli jesteś w mundurze z demobilu, czy w stroju maskującym i wyglądasz jak żołnierz, znaczy, że walczysz, jeśli jednocześnie nie jesteś jasno i wyraźnie oznaczony jako członek własnego oddziału – w terenie – zostajesz zabity
w syt SHTF nie ma latania w panterkach i kurtce z bundeswehry, a w sytuacji survivalowej – w czasie pokoju – też jest to niezbyt mądre – by nie powiedzieć skrajnie głupie – o czym napiszę (z resztą wystarczy popatrzeć na szkolenia survivalowe dla służb cywilnych, np. dla pilotów, ratownictwa, itp.)
by nie było, mam osobisty, częsty i serdeczny kontakt z jednym z dowódców z służb ratowniczych regularnie przeprowadzających szkolenia oraz akcje – wiem jak WYGLĄDA survival, wiem też jak on zupełnie NIE wygląda 😉
przykro mi, nie wolno mi opublikować nawet jednego zdjęcia ze szkolenia (chociaż prosiłem nie raz), podać personaliów, itp., ponieważ surowo zabrania tego polityka prasowa służby, musisz mi uwierzyć (albo nie) na słowo
To możesz opowiedzieć ;-). Poza tym weź proszę pod uwagę, że można wyróżnić kilka typów survivalu. Widzę, że skupiłeś się na jednym, ale ok, zaznaczyłeś to podając konkretne sytuacje, więc się nie czepiam. Część osób bushcraft zalicza do survivalu, oni ciągle w moro latają. Nie widzę przeciwskazań do używania tego w trakcie pokoju. Trochę tolerancji dla odmienności Kolego Drogi 😉
Pisząc 'trochę tolerancji dla odmienności’ insynuujesz, że ja jej nie mam. Skąd ten dziwny pogląd?
Przy każdym komentarzu chyba nie będę pisał, że zajmuje się tu 'miejskim survivalem’ vel. 'urban survivalem’ nie ornitologią w buszu. Tytuł bloga i opis jest chyba nazbyt widoczny.
Nie insynuuję, w końcu trochę się znamy spoza bloga ;-). Jednak w mojej prywatnej opinii część tekstu można odebrać jako lekko apodyktyczny. Ale spoko. Każdy ma swój styl ;-). Nie mówię, że Twoje teksty maja taki charakter, piszę o swoich prywatnych odczuciach, całkowicie subiektywnych. Rozpatrz, że czasem jednym z elementów miejskiego survivalu może być ewakuacja do chociażby przysłowiowego lasu, w którym warto byłoby rozpatrzeć ubrania moro. Nie wiem, czy każde moro ma charakter militarny – nie znam się. Może warto opisać typy ubrań maskujących? Inną strategią miejskiego survivalu może być chociażby ewakuacja na działkę ogrodniczą. Na działce niektóre typu moro tez mogą być bardzo praktyczne. W mojej opinii gość w ubraniach (brudnych) moro w altance sprawi prędzej wrażenie bezdomnego niż partyzanta. Według mnie survival miejski będzie się w różnych sytuacjach przeplatać z innymi formami survivalu (działkowy, jachtowy…). Oczywiście, jeśli rozpatrywać ubiór w mieście to musi być to ubiór przeciętnego „Kowalskiego” – właśnie taki ubiór będzie maskujący.
no to jest tak, że każdy ma swój styl pisania i mój jest jaki jest, natomiast wiedz, że jestem czlowiekiem otwartym i chetnym do weryfikacji moich przekonań, pod warunkiem, że dyskusja wygląda: „Remigiusz nie masz racji, ponieważ….” zamiast „Ty jesteś debilem, bo….’ – Z kolei ja nie insynuuje, że Ty możesz tak pisać, ale zdarza mi się spotkać takich czytelników.
Co do tego moro mam wątpliwości. Nie jest to jednak strój powszechny, przeciętny. Niekoniecznie w sytuacji otwartego konfliktu zbrojnego, ale i jakiejś wojny hybrydowej, możemy mieć do czynienia z mnogością różnych zielonych ludzików. Tacy są z miejsca na celowniku.Wystarczy jakaś większa katastrofa naturalna, gdzie wyprowadzi się wojsko do pomocy w utrzymaniu porządku.
Szabrownicy, bojówki paramilitarne jakiś organizacji politycznych, czy nawet survivaliści, którym „odwaliło” i bawią się w Rambo. Tacy ludzie mogą chociażby być na celowniku slużb, priorytetowo do zatrzymania, wylegitymowania, wyjaśnienia, czy prewencyjnie do aresztu. (Zdarza się, że policja wylapuje kilkanaście % kibiców podczas zadymy, prewencyjnie, i tłumacz się wtedy, że nosiłeś barwy klubowe, bo po prostu lubisz, a na zadymie nie byleś).
Przespacerowalem się duzo po dzialkach, są koło parku, nie widziałem ani jednego czlowieka w moro.
Wg mnie po prostu osoba nie wyglądająca jak cywil zawsze ma tu znaczną przewagę. Ukryć się w lesie, zamaskować, można mając po prostu stonowane kolory odziezy, bez krzykliwych akcentów.
Ja sobie nie pozwolę na wyzwanie kogoś. Jak mi dyskusja z kimś nie pasuje, to nie dyskutuję. Jeśli z kimś kontynuuję dyskusję, to jest to oznaka szacunku i zawsze z zachowaniem zasad kultury. Działkowicze nie są cali w moro ubrani, ale elementy moro lub „moropodobne” często mają, np. sama kurtka, lub same spodnie. Cyt „Nie jest to jednak strój powszechny, przeciętny. ” – wiesz, podobnie możemy spojrzeć na garnitur, teoretycznie, tak sądzę… Ubranie powinno być dostosowane do sytuacji. Zawsze. Przykładowo jeśli kobieta pójdzie w bikini do kościoła to jest nie ok. Ale jak pójdzie w stroju wyjściowym na plaże też nie jest ok. Są jednak osoby, które z różnych powodów lubią po prostu moro i te klimaty. Uważam, że nie ma co się ich czepiać i pisać, że takie chodzenie jest głupie. Zgodzę się z Tobą, że taki ubiór w mieście zawsze zwróci uwagę. Tutaj w pełni się z Tobą zgodzę. Gdy jednak będę widział kogoś tak ubranego w przysłowiowym lesie lub na rybach to wcale się nie zdziwię, powiem nawet, że umiejętnie dostosował ubranie do sytuacji. Poza tym ja tam nie jestem zupełnie za tym, by komuś przypinać jednoznaczną łatkę typu prepper. Można byc w danej chwili wędkarzem i prepperem jednocześnie. Wtedy moro w czasie pokoju ok. Ale faktycznie w sytuacji zagrożenia poleciłbym takim osobom przebranie się w coś „standardowego”, podobnie poleciłbym każdej kobiecie na ubranie się w coś mało „wyzywającego”. Powiem więcej. Biznesmenowi, który na co dzień nosi gajerek także odradziłbym noszenie gajerku.
„nie ma co się ich czepiać i pisać, że takie chodzenie jest głupie’
cały czas pisze o tym, że NIE jest głupie na rybach czy przy obserwacji ptaków, nie jest glupie na budowie, czy przy kopaniu ogródka
JEST natomiast głupie w razie wojny czy innej sytuacji SHTF, jest głupie tylko w kontekście survivalu
Aha, jedna myśl, by być uczciwym w temacie.
JEŚLI rozpatrujemy sytuacje SHTF zupełnie niemilitarną. Np. kryzys gospodarczy, żywnościowy, bankowy i działka jest jednym z remedium na ten kryzys. Było tak nie raz za PRLu, że tylko działka pomagala przezyć….
JEŚLI w Twojej okolicy moro wśród dzialkowiczów jest strojem powszechnym, nie budzącym zdziwienia (u mnie to niespotykane) – transportując zasoby z domu na działkę nie wzbudzisz zbędnego zainteresowania np. patrolu porządkowego czy innej żandarmerii… – to jak najbardziej uzasadnione jest, być sobie taki ubiór kupił i używał. To ma sens.
W razie W podtrzymuję jednak mój pogląd.
Hm…Wiesz na czym chyba polega główna różnica między nami? To moje podejrzenia i oczywiście z zarzutem nie mają nic wspólnego. Ty chyba skupiasz się na konkretnych scenariuszach i do nich dostosowujesz przygotowania. Ja trochę bardziej patrzę na swoje potrzeby i skupiam się na zaspokajaniu potrzeb niezależnie od scenariuszy. Oczywiście wyprowadź mnie z błedu jeśli się mylę. W każdym razie to nie zarzut. Po prostu inaczej patrzymy na survival i prepping. Ale to chyba naturalne.
no dokładnie, coś w tym stylu, na pewno opieram się na jakiś scenariuszach… czy realne? oby nie
choć zauważ, że przed 25 VIII 1939 większość osób wierzyła, że wojny nie będzie… scenariusz nieprawdopodobny
oczywiście nie znaczy to, że nie myślę o bieżących potrzebach, tak jak z wczorajsza sytuacją w bloku…, dzień poświęciłem na jakieś przemyślenia i pewne zwiększenie poziomu bezpieczeństwa
jeszcze nie wiem czy opisze to na blogu, bo tematy wiszą inne w poczekalni