Dochodzą mnie słuchy o planowanych zmianach w prawie dot. obrony koniecznej w przypadku naruszenia naszego miru domowego przez intruza. Jestem rękoma i nogami za takimi zmianami, bo obecnie sytuacja właścicieli lokali jest beznadziejna.
Wpakuje Ci się do domu włamywacz akurat podczas gdy śpisz, budzisz się i zaczynasz obronę, biada Ci jeśli uszkodzisz śmierdziela, wtedy nie on, ale Ty właśnie staniesz przed sądem, dodatkowo delikwent wytoczy Ci proces cywilny o odszkodowanie za uszkodzenie ciała, jeśli ma dobrego prawnika… absurd…
Jak już zauważyła niejedna osoba włamywacz zawsze jest pijany, no może prawie zawsze. W przypadku schwytania na gorącym uczynku wytłumaczy się, że był pijany, chciał się tylko napić wody i został bez powodu zaatakowany przez gospodarza. Potwierdzą to wyniki badania krwi.
Inny przypadek, sparafrazuje słowa pewnego człowieka, który (albo jego bliscy) miał do czynienia ze złapanym na gorącym uczynku złodziejem. Sprawa trafiła do sądu.
- Wysoki Sądzie, ja się chciałem tylko wody napić, suszyło, pijany bylem.
- To dlaczego Oskarżony wszedł do domu Nowaków przez okno.
- Bo nie chciałem dostać od żony walkiem przez plery, ona naprawdę nie znosi jak jestem pijany, nie chciałem budzić żony.
- Ale przecież nie mieszka Pan w domu, ale w bloku po-PGR-owskim na piętrze!
- No zgadza się, ale mówię właśnie… pijany byłem…
Samo włamanie nigdy nie trwa zbyt długo, każda minuta więcej zwiększa ryzyko złodzieja, a ten chce go uniknąć. Włamanie do mieszkania to max. 10-15 minut. W tym czasie złodziej ekspresowo zgarnia to co się nawinie i przeglądnie najbardziej prawdopodobne miejsca ukrycia pieniędzy i kosztowności. Potem jest wycofanie się.
Przed włamaniem złodziej wypija setkę wódki. Stężenie alkoholu we krwi wzrośnie dopiero po kilkunastu minutach do zauważalnego poziomu, który stanie się dobrym alibi w razie schwytania oraz interwencji policji. Większość ludzi zaraz po takiej dawce alkoholu jest relatywnie trzeźwa na samym początku – ten czas wystarczy by sprawnie dokonać włamania i szybko przekazać lup wspólnikowi, który czeka gdzieś w okolicy na odbiór fantów. Taka jest mechanika sprawy.
Nie wierzcie zatem intruzowi, który wpakował się na wasz teren i tłumaczy się w stylu „przepraszam, ja pijany jestem”, bo to na 95% było zaplanowane a stan delikwenta zamierzony.
Co robić w przypadku ewentualnej konfrontacji… to temat na dłuższą dyskusję… możemy rozpocząć ją w komentarzach!
Cóż, ja jestem za tym, żeby było jak w USA – mój dom to moja twierdza.
A w razie sprawy sądowej to uważam, że sprawę załatwi jedno oświadczenie na początku rozprawy: „Gdybym minął tego człowieka na ulicy nic bym mu nie zrobił. Gdyby ten człowiek wpadł na mnie na peronie nic bym mu nie zrobił. Ale zastałem tego człowieka z moim laptopem/portfelem/tabletem w ręce w środku nocy w moim mieszkaniu, w dodatku z jakimś przedmiotem nożo-podobnym w drugiej ręce – więc zacząłem się bronić”
Nawet jeśli takowego przedmiotu nie było, to możemy to zrzucić na fakt, że jesteśmy w szoku, że obcy człowiek jest w naszym lokalu. Jeśli sąd nie przyzna nam racji pozostaje nam tylko jedno – wpaść do domu sędziego po „małpeczce” 😉
Ostatnie zdanie wielce mi odpowiada 🙂
Przedstawiciele „wymiaru sprawiedliwości” powinni być czasami bezpośrednio zaznajomieni z rzeczywistymi problemami zwykłych ludzi 😉
Oni tego nie znają, bo system w którym pracują jest zwyczajnie chory…
To nie tylko kwestia systemu, sędzia w 90% ma pozwolenie na broń i zastrzeli „gościa” wiedząc, że kolega po fachu go nie skaże…
Oczywiście ,że w takich przypadkach prawo powinno być po naszej stronie a nie po stronie włamywacza ale cóż , nie sądzę żeby w naszym pięknym kraju to się szybko zmieniło . Pozostaje zapobieganie włamaniom, nieco lepsze drzwi wejściowe , jakieś zabezpieczenie okien, nie trzymanie zbyt dużo gotówki w domu , a jeżeli już coś trzymamy to wybierajmy miejsca niestandardowe .
A to Ty nie masz kolegów, żeby sobie ewentualnych świadków obrony koniecznej zapewnić? Remek, przecież nie żyjesz 3 lata na tym świecie i już dawno powinieneś wiedzieć, że sprawiedliwość to – jak kiedyś powiedział mój wykładowca z filozofii prawa – „takie słowo na literę 'S’ ze słownika”…
Uczciwy, niesłusznie oskarżony człowiek, ma prawo chwytać się wszelkich metod, by proces wygrać…
I nie tylko ja tak uważam…