Survivalowa zupa grzybowa „na winie”

Podczas moich ostatnich wędrówkach po lesie stwierdziłem, że zbiorę przy okazji trochę grzybów szczęście mi nie dopisało, w rejonie gdzie urlopowałem było dosyć ciepło i sucho, w lesie nie było nawet widać 'trujaków’. Cała zdobycz to zaledwie 4 grzyby. Czy w ogóle jest sens coś robić z taką ilością? Czy po nieudanym grzybobraniu lepiej wyrzucić kilka marnych okazów, niż tracić czas? Odpowiedzi na to mam dwie.

Oczyść dokładnie, pokrój na małe kawałki i ususz te grzyby, choćby wykładając na papier w suchym, przewiewnym miejscu – nawet jeśli kolejne grzybobranie będzie marne, albo po prostu znów znajdziesz kilka grzybów koło drogi – to się uzbiera w końcu sensowna porcja. Suszone grzyby przechowują się doskonale. Ja wstępnie tak zrobiłem z tymi marnymi kilkoma grzybami.

Drugi pomysł, to wykorzystaj te grzyby i zrób zupę survivalową grzybową „na winie”, czyli zupę z tego co się akurat nawinie. Nawet tak mała ilość grzybów leśnych nada fajny aromat takiej zupie.

Po powrocie z długiego urlopu lodówka była pusta (w sensie produktów świeżych), znalazłem jakąś resztkę ziemniaków, dwie marchewki i cebulę. To wszystko. W szafce trochę suszonych ziół i przypraw: pietruszka suszona, ziele angielskie, liść laurowy, pieprz ziołowy (pasuje do grzybów, polecam!), sól, przyprawa a’la Vegeta bez glutaminianu sodu. Łyżka mąki podsmażona na oleju – tzw. zasmażka – dodana na końcu gotowania.

Suszone grzyby przez kilka-kilkanaście minut gotowałem, pierwszą wodę odlałem, tak zawsze się robi w mojej rodzinie. Potem wlałem nową wodę, wrzuciłem składniki i gotowałem do rozmiękczenia warzyw,

Zupa jest bezmięsna. Czas przyrządzenia był relatywnie krótki, grubo poniżej godziny, co nie jest bez znaczenia przy ograniczonych zapasach (np. paliwa do kuchenki).

Smacznego!