Po co ty zbierasz i suszysz jakieś owoce leśne… przecież leśna herbata z biedry jest po 1,99… po co gromadzisz zapasy konserw i wody, kiedy w sklepie obok jest zawsze… przestań ciągle coś gotować i przygotowywać, w kuchni mi siedzisz tylko… nie ma miejsca w szafce, weź te świece i lampy pozabieraj gdzieś, jaki survival… za dużo się filmów o zombie naoglądałeś… co tak często do lasu chodzisz, a może wcale nie do lasu… co?
Tak moi drodzy. Żony, partnerki, dziewczyny to dla preppersa ciężki orzech do zgryzienia. zazwyczaj te słodkie istotki ze świata różowych jednorożców nie rozumieją zbyt wiele z naszego „hobby” i nie dopuszczają do siebie nawet cienia myśli o tym, że to wszystko naokoło nas może kiedyś pie…..ć i skończy się „high life”, ciepła woda w kranie, prąd, gaz, pieniądze na koncie w banku i plastikowa przyjaciółka – karta debetowa – osiedlowy market pełen wszelkich zapasów, lekarz pediatra w przychodni, itp.
Oczywiście różnie wypadają relacje z żonami oraz ich tolerancja dla naszych przygotowań do SHFT, czyli momentu kiedy to wszystko pie…..nie. Niektóre nie tolerują tego i otwarcie sabotują przygotowania, niektóre tolerują na zasadzie akceptacji dziwactwa (no już dobra, lepiej by facet chodził po lesie niż stał za monopolowym) i według mnie stosunkowo nieliczna gromadka kobiet jest skłonna zaangażować się w ten „sport”.
Oczywiście są nawet w obecnym dobrobycie momenty, kiedy prądu nie ma, telewizji nie ma, ciepła w grzejniku nie ma, wody w kranie nie ma i wtedy chwilowo możemy urosnąć w oczach i pokazać jacy to jesteśmy macho i Rambo, ale kryzys szybko mija i one jakby zapominają po co to wszystko…
Życie…
Jak tam Panowie jest u was z partnerkami, dziewczynami, żonami i ich tolerancją dla survivalowego hobby?
Tego, co opisałeś (w dość szowinistyczny sposób, niepotrzebnie), nie rozumie większość ludzi – niezależnie od płci. Chciałabym zauważyć, że jeszcze nasze babcie były zazwyczaj świetnymi preppersami, bo rzeczywistość je do tego zmuszała. Pilnowały, żeby były świece i suche zapałki, zapas żywności oraz piwnica zastawiona wekami, suszyły grzyby, owoce. Jak miało nie być wody, to napełniały wanny i garnki, albo szły do beczkowozu. Czasy się zmieniły, dostępność przedmiotów i pożywienia również. Ludzie się rozleniwili. Ale nie w kobietach upatrywałabym źródła problemu.
Nie uważam się za szowinistę i nie musisz się doszukiwać w tym żartobliwym tonie negatywnych emocji.
Zgadzam się z tym, że nasze babcie, a często i matki po mistrzowsku uprawiały sport, który my teraz odkrywamy na nowo
Rozmawiam z kolegami, co nieco sam wiem w temacie i opisuję zastaną
rzeczywistość. Jak ci kiedyś wspomniałem, szczerość jest moja wadą.
Prawdą jest, że Drogie Koleżanki to obecnie w naszym gronie mniejszość, ale szanując ich obecność, w moim własnym miejscu w sieci, nie będę cyzelował słów we wpisach, by przypadkiem kogoś nie urazić.
Mam dość tej wszechobecnej paranoi politycznej poprawności.
Pozostaje współczuć, że Ty i Twoi koledzy otaczacie się takimi kobietami i z takimi wiążecie. Faktycznie trudno potem oczekiwać, że plastikowa panna wskoczy w moro (chyba, że różowe) i będzie wam dotrzymywać kroku, albo poświęci tipsy na rzecz robienia weków i otwierania zawleczki na konserwie. Przypuszczam, że tego typu kobieta nie wie nawet, że można sobie poświecić latarką, zamiast ekranikiem srajfona, ale tu moje pytanie – co wy w nich widzicie, czemu tworzycie z nimi związki, pozwalacie by miały wpływ na wychowanie waszych dzieci?
Koleżanko, jeszcze raz – nie jestem szowinistą – jeśli już raczej – to szowinistyczna jest zastana rzeczywistość. Niepotrzebnie odnosisz ten wpis do siebie, kiedy on ewidentnie w najmniejszym stopniu ciebie nie dotyczy.
Natomiast co do wyboru – młody człowiek, który żyje w
środowisku wiekszego miasta, świadomie lub podświadomie dopasowuje się do jego rytmu społecznego. Większość Kolegów w pewnym wieku chce „plastikowej panny”, najważniejsze by ładnej…. ale potem przychodzą problemy i życie.
Dobre pytanie zadajesz – po co…
Pamela. Swoją żone i dzieci kocham. Dlatego nie forsuję swoich spraw prepperskich. Robię swoje w ukryciu wedle zasady – facet ma zadbać o pewne rzeczy pomimo przeciwności. Jeśli przeciwnością jest moja żona to ja nie zmieniam żony ale taktykę przygotowań. Ot wsio. Myślę, że pytanie „po co się z takimi kobietami wiążemy?” może być często nie trafione. Z reguły (tak podejrzewam) najpierw zaistniał związek małżeński i rodzina a później prepperstwo. Tak przynajmniej było u mnie. W związku jestem od 2006. Od 2006 jestem mężem, od 2010 ojcem. Prepperem od powiedzmy 2011-2012. W sumie nawet mini-prepperem 😉 . Remigiusz pisał ze swojej perspektywy – jako facet. Gdyby Remigiusz był kobietą i miał takie problemy z mężem wtedy byłoby to chyba politycznie poprawnie? Swoje przygotowania muszę niestety ukrywać. Nie bez powodu od pół roku zapasy koncentrują się na działce. W domu by nie przetrwały (mówię o tych kupnych). Na szczęscie na robienie przetworów w wekach mam zielone światło. Teraz jestem na etapie sprzątania w pawlaczo-graciarni i tam pewne zapasy przeniosę. Na szczęście żoneczka nie ma nic przeciw „poszerzaniu wiedzy i doskonaleniu umiejętności”. Niestety. Czytelnicy mojego bloga oraz znajomi z fb grup wiedzą o wiele więcej o moich przygotowaniach niż moja żoneczka. Co w sumie jest dobre… Mam nadzieję że nie namieszałem się w swoich wywodach 😉
u mnie także najpierw był związek, dopiero potem survival/prepping
U mnie tak samo, najpierw małżeństwo potem dziecko, potem zainteresowanie prepingiem. Ale ja mam poparcie w żonie, sama mi pomaga, kupuje na zapas. Ot, mój skarb…
A ja tam nie narzekam 🙂 Przez lata moja żona (wcześniej jako dziewczyna i narzeczona), przyzwyczajała się do życia z żeglarzem, który musi mieć wszystko przy sobie, bo na pełnym morzu nie wyskoczy do najbliższego marketu uzupełnić zapasy 🙂
Zasady z wody – w wersji dużo mniej radykalnej – przeniosłem na ląd, a moja żona wiedząc, że nie robię tego dla zabawy, nie ma pretensji…
A ja oczywiście nie mam pretensji, że ona tak nie musi funkcjonować 🙂
Jak dla mnie w tych całych środowiskach preperskich ( szczerze średnio przepadam za tą nazwą ale niech już będzie) jest zbyt dużo rozważań na scenariusze, które z dużym prawdopodobieństwem nigdy nie wystąpią. Myślę ,że takie sensowne przygotowania, to powinny być po pierwsze przygotowania na jakiś osobisty kryzys ekonomiczny to jest jak najbardziej realny scenariusz i dobrze , że jest poruszany, dalej przygotowania na jakąś awarie techniczną np. awarie ogrzewania jak jest minus 20 stopni, to też jest realny scenariusz (mi się przytrafiło) , przygotowania na jakieś ewentualne zdarzenia drogowe, po pierwsze żeby do nich nie dochodziło, czyli sprawny samochód, zwieszenie , hamulce , opony, po drugie wyposażenie jak już coś by się przytrafiło, dobra gaśnica, kamizelka odblaskowa, apteczka, nóż do cięcia pasów. Zabezpieczenie p. poż domu mieszkania , pożary często się nie zdarzają ale jednak czasami są, dobra instalacja elektryczna w domu, jak jest kominek gaśnica w domu albo nawet dwie takie po 9 kg. To są realne scenariusze a nie jakaś apokalipsa zombi, można jeszcze dodać coś o samoobronie jakiś paralizaror w domu, w aucie czemu nie.
no właśnie ja trochę bardziej skłaniam się, ku scenariuszom, które opisałeś, niż apokalipsie zombie
takie filmy fajnie się ogląda
tymczasem bardziej prawdopodobna jest utrata pracy, awaria ogrzewania albo wypadek samochodowy
(miejski) survival czy tam prepping powinien iść bardziej w kierunku, który opisujesz i dobrze jest jeśli w jakimś zakresie żony czy partnerki włączą się w przygotowania, albo przynajmniej nie będą przeszkadzać
Zdecydowanie tak, i w tym kierunku powinny iść takie przygotowania, fajnie się ogląda dla rozrywki jakieś filmiki na youtube, przy piwku wieczorem , dla odreagowania o jakiś apokalipsach epidemiach i innych może nie chcę użyć słowa nie realnych , ale bardzo ale to bardzo mało prawdopodobnych zdarzeniach. Te zdarzenia są tak mało prawdopodobne, że w moim mniemaniu nie ma specjalnego sensu się na takie zdarzenia przygotowywać, natomiast, na takie zdarzenia jak wypadek samochodowy, czy pożar domu/ mieszkania już tak, to są zagrożenia realne. Zabezpieczenia auta przed kradzieżą ( dzisiaj liczba kradzieży samochodów jest nieporównywalnie niższa niż w dzikich latach 90 i wczesnych 2000 ale niższa nie , że ich nie ma , są i dalej będą się zdarzać), to samo mieszkanie , zabezpiecznie mieszkania/domu przed włamaniem to są tematy które warto podejmować, zabezpieczenie przed pożarem( ciekawe ilu ludzi mających dom z kominkiem ma w domu porządną gaśnice i czujniki dymu podejrzewam ,że może promil a nie są to bardzo drogie rzeczy) Zaczadzenie i zabezpieczenie przed tym zagrożeniem też można poruszać, i w tym kierunku powinny iść przygotowania i wpisy, moim zdaniem.