Witajcie, dzisiejsza audycja jest podzielona na dwa segmenty. Pierwszy to kilka słów o mnie jako o autorze bloga survivalowego, o kwestii moich „certyfikowanych” kompetencji „uprawniających mnie” do prowadzenia takiego bloga. W tej części także – przygoda ze sztukami walki w moim życiu.
Druga część będzie traktować o najniebezpieczniejszym miejscu w każdym mieście, w którym czasem każdy z nas bywa. O co chodzi? Powiem to w nagraniu…
Posłuchaj:
Pobierz: http://miejski-survival.pl/wp-content/uploads/2018/02/NajniebezpieczniejszeSurvival.mp3
Tak, ja w okresie mocnego imprezowania, wiek szkolno/studencki, mimo iż dużo i bezsensownie imprezowałem , to zazwyczaj wracałem TAXI, lub załatwiałem sobie jakiś transport, akurat pod tym względem wykazywałem się rozsądkiem jak na młody wiek. A co ja bym polecił mniej imprezować nie koniecznie zrezygnować całkowicie ale mniej. Są naprawdę ciekawsze zajęcia jak zachlewanie się w PUBIE, czy Klubie. Ale z tego co obserwuję moda na tzw. Clubbing mocno się zmniejsza , Przykład w Lesznie były 3 kluby plus jeden w okolicy teraz został jeden, mam na myśli duże kluby bo takie pubo-kluby to trochę co innego. Znam wiele przypadków gdzie ludzie pokomplikowali sobie życie przez nadmierne balowanie. Ale żeby zmniejszyć chęć imprezowania u młodej osoby potrzebne są jakieś inne zainteresowania, mogą to być ramy sportowe albo coś innego. pozdr
np. survival, bushcraft…
Jasne czemu nie , wszystko co pozwoli skierować, młodzienczą enerię na coś innego, może być survival, bushcraft, chodzenie po górach, jakieś mocne rajdy rowerowe. I tak samo później łatwo wpaść w taki schemat od pon do piątku praca , sobota chlanie, niedziela kac, pon, znowu praca. Taki schemat wielu ludzi trenuje w cudzysłowiu co tydzień. Ja kwituję to tak jak ktoś ma zbyt stresującą pracę i musi sobie odreagowywać, to trzeba zmieić prace, no i szukac innych form odreagowania.