To był piękny słoneczny dzień i powrót z Mierzei Wiślanej na Dolny Śląsk z planowym zahaczeniem o okolice Międzyrzecza. To było dobrych kilka lat temu, byłem młodszy, głupszy, naładowany testosteronem i pewien swoich umiejętności jako kierowcy. Przeceniałem także swoją wytrzymałość.
Już w okolicach Chojnic, po długim maratonie z okolic Krynicy Morskiej czułem mega zmęczenie, ale co tam, strzelę sobie mocną kawę i całą Polskę przejadę. Zatrzymałem się i strzeliłem mocną kawę. Kilkanaście minut później, mimo pobudzenia i dużej dawki kofeiny po prostu odleciałem w letarg, pół-sen, taki inny stan świadomości…
Teraz pierwszy błąd. Prędkość. To skrajnie głupie na dużym zmęczeniu na drodze krajowej pocinać 120-130km/h. Te drogi nie są przystosowane do takich prędkości. To jest prędkość dobra dla dwupasmowej S-ki i to w dobrych warunkach pogodowych. Przy krajówce to jest mega głupota – teraz to doskonale wiem – po otrzymaniu 'drugiej szansy’ od 'siły wyższej’.
Następnie błąd drugi. Niedocenienie warunków pogodowych. Pogoda była w kratkę. Raz padał deszcz, raz świeciło słońce. Generalnie w czasie wypadku miałem mokry, ale jednocześnie rozgrzany i parujący asfalt. Jedna z gorszych możliwych kombinacji. Wtedy o tym nie myślałem. Wypogodziło się, zaczęło świecić słońce, więc można pocinać… nic bardziej mylnego…
Teraz, Moi Drodzy finał. W tych warunkach wpadłem w letarg i ocknąłem się za późno. Tuż przed wolno jadącym krajówką pojazdem z przyczepą, wiozącym jakieś żerdzie. Niby lekkie hamowanie, ale za późno. Samochód zachowywał się jak na lodowisku. Ekspresowy strzał adrenaliny i próba wyjścia z sytuacji. Cudem jakimś udało mi się zmienić tor jazdy, rozminąłem się z zawalidrogą o milimetry. Sunąłem dalej trochę wytracając prędkość. Chwilami odzyskiwałem przyczepność, potem traciłem ją. W końcu zatrzymał mnie jakiś przydrożny słup. Wielkie szczęście, że impet uderzenia poszedł w skraj samochodu i oponę, która zadziałała jak dodatkowy bufor.
Wynik. Tzw. szkoda całkowita w aucie. Ja na szczęście wyszedłem z wypadku bez większego szwanku, nie licząc lekko naderwanych mięśni, umiarkowanego urazu od pasów bezpieczeństwa i około tygodniu w bólach. Bolało jak cholera, chociaż zacząłem czuć cokolwiek na kolejny dzień, kiedy adrenalina opadła. Przez kolejny okres psychika zrąbana jak cholera.
Teraz. Jeżdżę ostrożniej. Mam ograniczone zaufanie do warunków drogowych, ograniczone zaufanie do pojazdu i jego możliwości. Nie daję się podpuszczać i popędzać, kiedy w złych warunkach jazdy jakiś kretyn z tyłu próbuje mnie de facto popędzać i wchodzić na 4 litery. Opad, mokra nawierzchnia, oszroniona nawierzchnia, itp. wywołuje u mnie stan alarmowy i „dostosowanie prędkości do panujących warunków”.
Jeżdżę zupełnie inaczej niż przed wypadkiem. Bardzo często zatrzymuję się na stacjach na kawę albo po prostu rozprostowanie kości. Dosyć ostro (a nawet mega ostro) i zdecydowanie reaguję, kiedy jakiś pasażer(ka) próbuje mi wjechać na ambicje tekstem typu „dopiero wyjechaliśmy, a ty już się zatrzymujesz – co z ciebie za kierowca”. Jak wspomniałem nie daje się podpuszczać pośpieszającym mnie dupowłazom i aktywnie ich zwalczam. Jadę szybko tylko kiedy jestem 150% pewny moich decyzji jako kierowcy…
To by było na tyle, choć na pewno nie wyczerpałem tematu. Masz jakieś pytania i wnioski – pisz w komentarzach.
Polecam:
No to wtrącę swoje 3 grosze.
Cytat:
” Wielkie szczęście, że impet uderzenia poszedł w skraj samochodu i oponę, która zadziałała jak dodatkowy bufor.”
I to jest błąd w rozumowaniu. Miałeś więcej szczęścia niż Ci się wydaje. Wielkie szczęście miałeś że przeżyłeś…. a impet to trzeba brać na środek samochodu….
Zauważ jak zbudowany jest samochód. Otwórz pokrywę komory silnika i rozejrzyj się. Na środku silnik i skrzynia biegów (dużo materiału do gięcia i zrywania), bardziej po bokach są podłużnice na których wisi silnik a od dołu przykręcona jest „kołyska” z zawieszeniem. Między podłużnicami a przed chłodnicami jest belka (kolejny kawał szyny do gięcia), a co jest bardziej na zewnątrz, poza obrysem podłużnic? Reflektor (plastikowy – wiem że niepoprawnie), potem zderzak (też plastikowy), może zbiornik spryskiwaczy (też plastikowy), potem wahacz, felga (czyli troszkę blachy) nadkole (też plastikowe) potem już tylko słupek A (twardy kawał blachy ale oddalony od Ciebie już tylko o kilkanaście, kilkadziesiąt centymetrów. A nie o ponad metr jak belka przednia.
W zderzeniach z „małym pokryciem” tzw. zderzeniach obrysowych o którym pisałeś, nie ma elementów które mogłyby pochłaniać energię zderzenia. Słup, narożnik ściany, naroże innego pojazdu wchodzi bardzo głęboko w obrys pojazdu zanim natrafi na pierwszą (i nota bene ostatnią) przeszkodę sprężysto plastyczną jaką jest słupek A.
Teraz w momencie takiego zderzenia dużo zależy od tego co się stanie z kołem, jeśli ono spowoduje że przejmie część energii i zmieni wektor prędkości nadwozia na zewnątrz od przeszkody to prawdopodobnie tylko słupek prześliźnie się po przeszkodzie i będzie tylko trochę strachu i zmasakrowany samochód (vide https://www.youtube.com/watch?v=nnRIwQn9SA8 ). Ale jeśli słup wejdzie między koło a podłużnicę do prawdopodobnie wektor prędkości nadwozia zostanie zmieniony tak że słup będzie jeszcze bardziej penetrował poszycie pojazdu a wtedy pasażerów chroni tylko klatka bezpieczeństwa a nie strefa zgniotu bo tą słup ominął boczkiem. (vide https://www.youtube.com/watch?v=rxLYJCoLOnY )
Polecam zapoznać się z:
https://www.youtube.com/results?search_query=crash+test+small+overlap
I odnieś to do klasycznego testu zderzeniowego z pokryciem 60%, co się dzieje z samochodem gdy ma się co giąć (czyli uderzenie idzie w strefę zgniotu, a gdy mija tą strefę.
o kurczę, rzeczywiście masz rację
Ok. tutaj się wszystko zgadza. Przód auta jest niewątpliwie najlepiej chronionym miejscem w aucie, ale wszystko zależy pod jakimi kątami dochodzi do zderzenia, i jaką częścią auta. Wg mnie lepiej uderzyć przy większej prędkości najgorzej chronionym bokiem pod kątem 20 stopni w słup , niż uderzyć najlepiej chronionym przodem pod kątem prostym w twardy słup niepochłaniający energii uderzenia. Przy kącie 20 stopni lub mniejszym auto może się odbić od przeszkody i wytracić prędkość np. w polu, przeciążenia będą dużo mniejsze, mimo tego iż bok jest najgorzej chroniony.
Ps. Ja sam uważam, że jeżdżę bezpiecznie, ale mnie wystarczyło że się naoglądałem niespodzianek….
Ja jeździłem dość niebezpiecznie jak teraz na to patrzę z punktu widzenia dokładnie 10 lat zaraz jak zdałem prawo jazdy , wydawało mi się, że nic mi się nie stanie i jestem mistrzem kierownicy, nic się nie stało na szczęcie ale z perspektywy czasu wiem , że w niektórych sytuacjach było blisko. Po 3 latach zacząłem już jeździć ostrożniej , później podniosłem kat. prawa jazdy o kat.C , nabrałem większego szacunku do masy i prędkości, później szkolenia dla kierowców zawodowych jakieś 170 godzin, dużo zagadnień, fizycznych, mechanicznych, technicznych i psychologicznych. Za kolejne dwa lata zrobiłem kat D ( czyli autobus) i znowu obowiązkowe szkolenia z zakresu kwalifikacji, później doszła praktyka jazda autobusami po całym kraju i trochę za granicę, tutaj już praktycznie doświadczyłem jak silne zmęczenie może doprowadzać do niebezpiecznych sytuacji , raz było bardzo blisko ( sytuacja niebezpieczna z rowerzystą , ale nic się nie stało), jeździłem we wszystkich warunkach atmosferycznych od gęstej mgły po śniegi lód i warunki górskie. W tym roku zrobiłem już ostatnią najwyższą kat C+E, za tym poszła też praktyka i jeżdżenie już najcięższymi pojazdami 40 ton +, tutaj znowu jeszcze większy szacunek do masy i prędkości, interesuję się też mechaniką i działaniem podzespołów pojazdów. Z takim życiorysem samochodowym heh jestem o wiele bardziej świadomym kierowcą, zdecydowanie lepiej rozumiem mechanizmy powstawania wypadków i sytuacji niebezpiecznych. Co absolutnie nie oznacza, że jestem jakimś mistrzem i Bóg wie jakim dobrym kierowcą, po prostu mam więcej wiedzy i doświadczenia od przeciętnego kierowcy i nic więcej heh. Dojście do takiego poziomu jaki mam dzisiaj zajęło ok. 5 lat
Problem polega na tym, że większość ludzi , nie rozumie, nie jest świadomych zagrożeń, jakie występują na drogach i podczas prowadzenia pojazdów. Szkolenie , na prawo jazdy to podstawowe B jest zbyt mizerene, za krótkie i wymaga głębokich reform, od tego wszystko się zaczyna , od samego początku. Dalej brak kultury , chamskie głupie zachowania jak siadanie komuś na zderzaku, przy dużej prędkości. Brak kultury technicznej, sprawne a niesprawne auto w sytuacji kryzysowej, gwałtowne hamowanie, czy gwałtowne omijanie przeszkody, to jest dojdzie czy nie dojdzie do dzwona taka jest to różnica w sytuacjach kryzysowych, na końcu jakość dróg w Pl na drogi krajowe i powiatowe nie ma chyba lepszego rozwiązania jak dwa plus 1 z rondami zamiast skrzyżowań, szkoda tylko, ze tego typu rozwiązania są tak rzadko w PL stosowane… choć coraz częściej.
Jeszcze jest kwestia pojazdów, i problemów związanych z pojazdami co są eksploatowane w PL, z jednej strony jest cała masa sztrucli , padlin co już dawno ,jeździć nie powinny, głównie w Polsce prowincjonalnej, ale to zależy mocno od regionu kraju. Z kolei inny problem to to, że jest coraz więcej nowszych wozów o wysokich osiągach, z których ludzie nie potrafią korzystać, i tu się pojawia dylemat czy współczesne auta z cała masą zabezpieczeń elektronicznych napędem na 4 z wyższej półki podnoszą bezpieczeństwo. I jak zwykle to zależy… takie auta maskują prędkość nie czuje się prędkości w takim stopniu jak w starszych konstrukcjach a to nie zawsze dobrze, zabezpieczenia elektroniczne usypiają czujność i trochę odmóżdżają, napęd na 4 poprawia trakcję ale nie hamowanie , o czym wielu zapomina, poduszki powietrzne owszem poprawiają bezpieczeństwo ale też dają złudne poczucie bezpieczeństwa , że w razie w nic się nie stanie, w rezultacie co niektórzy jada bardziej agresywnie. Więc podsumowując nowsze wozy owszem mogą być bezpieczniejsze ale i tak najważniejszym ogniwem jest kierowca, rozumiejący i zdający sobie sprawę z zalet , jak i z ograniczeń współczesnej techniki.
PS sam najbardziej lubię auta czysto mechaniczne bez wspomagaczy elektronicznych, dużo frajdy daje mi jazda odbudowanym, kompletnie zregenerowanym seatem ibizą brata z 95 roku, wszystkie mechanizmy zrobione na igłę, nowy lakier , naprawy blacharskie, nowa tapicerka, wzmocnione hamulce na osi przedniej ( tarcze o większej średnicy), teraz , będzie wymiana tylnych bębnów na tarcze. Odremontowane stare auto daje większą frajdę i zapewnia większe poczucie kontroli niż obecne nafaszerowane elektroniką auta.