Powracam na chwilę do tematu ulicznego survivalu. Nie traktujcie mnie przypadkiem jako ulicznego macho, albo samochwały z osiedlowej siłowni, który się chwali jak to w pojedynkę rozgonił grupę napastników niczym Steven Seagal. Wprost przeciwnie. Nikomu nic nie doradzam i nie polecam. Temat konfrontacji ulicznej jest tak złożony i chaotyczny, że wymyka się prostym schematom i poradom blogowym w stylu – zrób tak i tak, potem to i tamto – i wyjdziesz z konfrontacji cało. Jeśli coś mówię i piszę jest to tylko moja prywatna opinia, a nie wytyczne postępowania.
Najpierw zapoznaj się z materiałami:
oraz
Teraz kilka słów:
Jak wiele razy wspomniałem. Nie zgrywajmy Rambo. Możemy trenować sztuki walki przez 15 lat, opadnie nas 6-7 podpitych kolesi z bramy, pokonamy 3 i to krytycznie dla nich, ale 4 walnie nas głowę butelką a pozostali skopią niemiłosiernie i wylądujemy na intensywnej terapii.
90% przypadków konfrontacji ulicznej to koleś/kolesie podchodzący do nas późno wieczorem i proszący o fajkę i pieniądze na piwo. Chcemy zgrywać macho i odpowiadamy dobitnie, twardo. Zaczyna się szarpanina. Raz my jesteśmy górą, a drugi raz z bramy wypadnie zgraja kolesi widzących, że oklepujemy ich ziomka i tutaj jeśli jakaś umiejętność sportowa się przyda, to najpewniej będzie to mistrzostwo w biegu na 500 metrów, na pewno nie 15 lat w szkole sztuk walki.
Honor.
Honor to można sobie wsadzić w…
…w pudełko i schować na półce, między serią z Johnem Rambo a filmami ze Stevenem Seagalem.
Realne postępowanie.
Palisz i masz papierosy. Odżałowujesz 1 papierosa, nawet jak masz ostatniego. Często koleś z osiedla prosi „daj jeszcze jednego dla kumpla”, dajesz kolejnego i mówisz co w stylu „na zdrowie…powodzenia kolego”, po czym jak najszybciej oddalasz się z rejonu. Najbardziej debilna jest ryzykowna konfrontacja o durną fajkę, która kosztuje kilkadziesiąt groszy. Jeśli nie palisz – mówisz – „sorry… dałbym fajkę ale nie jaram” i się oddalasz.
Drugie pytanie. „Ty… daj na piwo”. Mówisz coś w stylu. „Sorry, nie jestem przy kasie, ale mam parę groszy to się podzielę”. Ja sam w kieszeniach kurtek noszę po garści drobniaków 50 groszy oraz poniżej, w tym „żółtych”. Wyciągasz kolesiowi, który chce pieniądze „trzymaj… jak każdy coś da, to się zbierze na browara”. UWAGA! Nigdy z portfela. Chyba rozumiesz dlaczego…
Powiem, że stosując te sposoby NIGDY nie miałem dalszych agresywnych sytuacji, nawet jeśli obeszła mnie cała zgraja kolesi spragnionych fajki oraz alkoholu. Wręcz przeciwnie. „Dzięki ziomek”… „Prezesie, dzięki, powodzenia”… oraz inne dziwne, aczkolwiek pozytywne komentarze.
Realne szarpaniny i sprzeczki wydarzyły mi się TYLKO jeśli zgrywałem Rambo. Byłem młodszy i znacznie głupszy i to, że zwykle wychodziłem górą to było więcej szczęścia niż rozumu… Czy było mądre walczyć o honor dla 70 groszy? Nie. Ty nie bądź głupi, nie zgrywaj macho dla jednej fajki czy 70 groszy w monetach barwy żółtej.
Najlepiej jednak nie wchodź w dzielnice, w których z całą pewnością nie powinieneś być o porze, w której powinieneś już myć zęby i iść do ciepłej kołdry. Od wracania po nocy przez miasto, zwłaszcza w stanie podchmielonym to jest TAXI. Jeśli nie stać się na bezpieczny powrót do domu w weekendową noc to nie wychodź na miasto i do pubów. Przysiądź z „somsiadem” w piwnicy, zróbcie ten sześciopak bizona czy innego zbójnika i potem grzecznie do domu… no chyba, że jednak lubisz ten sport, czyli „rzondzić na dzielni”, ale wtedy sorry… ten blog to raczej nie jest blog dla ciebie.
Powodzenia!
Ja nie noszę drobnych po kieszeniach – nie lubię tego 🙂 zawsze odpowiadam że sorry, nie mam gotówki. Działa 🙂 nie dalej jak w środę miałem w ręce puszkę napoju i odpowiedziałem gościowi że ostatnia kasa poszła na napój… Też na spokojnie się obeszło
jak pisałem, nie uważam się za autorytet uliczny, to tylko moja prywatna opinia, dobrze, że się nie nadziałeś na wariatów
U mnie w mieście takie przypadki są niezwyle rzadkie, mi zdarzyła się taka sytuacja raz jakiś nawalony gość zaczepił mnie w sklepie było już blisko bójki ale wycofałem się szybko , w przeciwną stronę mojego auta, gość nie wiedział czym przyjechałem, więc to był najlepszy ruch, później dotarłem do auta od innej stronty i odjechałem , i tyle nic się nie stało. Jedna taka sytuacja na nie wiem 28 lat. Wcześniej w czasach szkolnych często uczęszczałem na imprezy i do pubu, i jakoś ominęły mnie tego typu przygody. Powody są dwa, jak już się wybierałem na imprezę, to jednak wracałem taryfą, już wolałem odżałować te 20zł na taxi dla świętego spokoju, albo załatwiałem sobie jakiś transport wśród znajomych, rodziny. Powód drugi to Leszno jest mimo wszystko spokojnym miastem, tzw. Menelstwa jest tutaj mały, bardzo mały procent, a ci co są, głównie w okolicach rynku są relatywnie spokojni.
Tak, że naprawdę, jeżeli nie prowadzimy zbyt imprezowego, życia to raz na miesiac lub raz na dwa, trzy miesiące, lepiej już wydać te 20-30 zł na taxi ,dla świętego spokoju. A poza tym, konsekwencje zbyt imprezowego stylu życia mogą, być nieciekawe, sam znałem dużo osób co wpieprzyły , się w różne nieciekawe sytuacje właśnie przez imprezy, niektórym fartem udało się wyjść cało z imprezowego stylu życia innym nie , ale to już ,materiał na inną dyskusje heh
Lubin, Poznań… w moich czasach licealnych czy studenckich to spokojnie nie było, teraz, przynajmniej w Lubinie też się lubią dziwne rzeczy wydarzyć…
Tak, pewnie miasto górnicze ma inną specyfikę. Leszno to jest taka specyfika, ludzie są strasznie zarobieni, co drugi targa jakiś dodatkowy etat, i zwyczasjnie nie ma już czasu na jakieś większe ekscesy, ludzi młodych tez jest relatywnie mało w wieku 20-30 lat. Wielu albo wyjechalo za granicę albo do Poznania-Wrocławia, zostali tylko ci co mają jakieś ustabilizowane życie ale tym nie w głowie jakieś alkocholowe ekscesy, Ja tak srednio raz w miesiącu czasem częściej wracam z rynku z pubu pieszo i zasadniczo od 8 lat nigdy żadnych nawet zaczepek. Monitoring też napewno robi swoje a jest coraz to bardziej rozbudowany. Niemniej jednak rękę na pulsie trzymac trzeba i zawsze lepiej być przygotowanym na takie rzeczy, może jakiś niotacz gazu chociaż pieprzowego do samoobrony czemu nie.
po za tym popatrz na najnowszy post i pomyśl, ty jesteś wysoki, to już odstrasza meneli, na siłownie chodzisz, na pewno nie jesteś słabiakiem… i masz też część rozwiązania
Może wiedzą, że ja też jestem wariat 😉
Otto Skorzeny powiedział kiedyś, że dopiero z pierwszym wystrzałem zaczyna się bitwa…
Do momentu, gdy nie musisz uderzyć masz jeszcze szansę uniknąć konfrontacji.
I winno się pamietać, że najlepsze nawet szkoły walki nie przygotują nas do realnej konfrontacji, bo tu ważniejsza jest psychika.
Pamiętam swoje zdziwienie słuchając opowieści kuzyna, który jest rasowym komandosem z Lublińca. Lata przygotowań, treningów i misji i wszystko było OK do momentu gdy nie zaczęli do niego strzelać w Afganistanie… Opowiadał, że zanim zaczął działać zwyczajnie ze strachu zrąbał się w spodnie…
Oglądałem kiedyś program na discovery, gdzie mistrz sztuk walk i ochroniarz jednocześnie wypowiedział się w ten sposób: Z dwoma przeciwnikami zapewne dam sobie radę, natomiast przy 3 przeciwnikach moje szanse już są znikome. Gostek naprawdę był hardkorowy… lał się od dziecka i stwierdził, że właśnie 3 napastników i nawet mistrz karate polegnie. A 4 lub 5… nie ma szans.