Historia magistra vitae est

Ostatnio były dość ciężkie i dyskusyjne tematy, dzisiaj małe wyjaśnienie, dla garstki osób krytykujących moje publikacje. Ja – Moi Drodzy – do tematów podejmowanych na blogu podchodzę całkiem poważnie. Co prawda uważam, że scenariusz np. wojny jest bardzo mało prawdopodobny, jednak tak samo mało prawdopodobny, wręcz absurdalny, wydawał się Polakom w na przykład 1936 roku. Z Sowietami mieliśmy od jakiegoś czasu pakt o nieagresji, a z Hitlerowcami żyliśmy jak dwa bratanki, III Rzesza była określana w propagandzie jako zaprzyjaźnione państwo (szokujące, ale autentycznie, widziałem gdzieś materiały z tego okresu).

Na zdjęciu Niemcy w mundurach, na środku katafalk Piłsudskiego z polską flagą…

3 lata później przyjaźni Niemcy już rozstrzeliwali nas na ulicach a 'nieagresywni’ Sowieci pędzili setkami tysięcy na syberyjską kaźń.

Tyle w temacie. Jeśli powiedzieć by przeciętnemu człowiekowi z ulicy w 1936 roku co nas czeka militarnie, wyzwany by był od oszołomów. Jeśli tym ludziom by krzyczeć o konieczności robienia zapasów – uznali by cie za wariata. Jeśli by powiedzieć, że za pokazanie się na ulicy w ubiorze paramilitarnym (np. harcerstwo) będzie kulka w łeb, albo umieranie w obozie koncentracyjnym, wyzwali by od najgorszych.

Mo wszystko stało się to co się stało. Niektórzy zdążyli uciec do Argentyny czy Szwajcarii, niektórzy chociaż zgromadzili niezbędne zapasy, większość jednak nie była gotowa na horror lat 1939-1956.

….a historia lubi się powtarzać…