Często wędruję sobie po lasach i różnych wertepach naokoło mojej części miasta. Jestem dość dobry w orientacji w terenie i tworzę sobie mentalną mapę okolicy. Zwracam szczególnie uwagę na drogi oraz ich przejezdność. Tak, to jest tworzenie sobie potencjalnej mapy ewakuacji z miasta.
Survival wojenny to oczywiście jakiś mały element przygotowań, o których piszę. Znacznie bardziej prawdopodobne niż wojna, epidemia, czy inne otoczenie kordonem sanitarnym miasta jest bankructwo, utrata pracy i środków do życia, zawirowania życiowe, wypadek zagubienie się w lesie lub górach połączone np. z urazem stawu skokowego, itp. Tak czy inaczej preppersowi nie zaszkodzi znajomość swojej okolicy. Przy okazji można sobie pouprawiać wszelkiej maści zbieractwo, odnotować gdzie rosną jakieś zdziczałe drzewa owocowe, przydatne rośliny, itp.
Wracając do ewakuacji. Zawsze podkreślam, że typowe PRLowskie blokowisko to jest w gruncie rzeczy idealny i prawie gotowy obóz koncentracyjny. Zero własnych ujęć wody. Zero zaplecza żywnościowego (brak ogródków przydomowych, zaopatrzonych spiżarni). Zabraknie prądu, gazu, ogrzewania w ciepłowni. Zapasy żywności w sklepach wyczerpią się w ciągu 3 dni (teraz wszędzie się minimalizuje stany magazynowe na rzecz dostaw). Jeśli jeszcze takie blokowisko otoczyć kordonem i drutami to mamy wzorcowy obóz śmierci – ludność obszaru jest perfekcyjnie spacyfikowana małym kosztem. Oczywiście to mało prawdopodobne, ale niestety w historii różne zupełnie niespodziewane rzeczy się zdarzały.
Nie trzeba tu z resztą nawet fizycznej agresji wrogich sił zbrojnych. Wystarczy długotrwały blackout, by wywołać podobne efekty. Nie będzie wtedy działało nic. Ogrzewanie wymaga zasilania prądem (pompy), wodociąg – tak samo (system grawitacyjny nie jest już używany w moim mieście). Kasa fiskalna w markecie jest na prąd, system awaryjny w sklepach wielkopowierzchniowych podziała 2-3 dni i koniec. W tym okresie wielotysięczna ludność blokowiska wpakuje się w samochody i będzie próbowała uciec tam gdzie jest żywność, woda, ciepło. Np. do dziadków na wsi. Wszyscy na raz, zrobi się niezły bajzel…
Dlatego też zupełnie nie zaszkodzi opanowanie dróg ewakuacji z takiej potencjalnej pułapki. Samochód z napędem na 4 koła i wysokim prześwitem też może się okazać całkiem pomocny w razie czego.
Cz Ty jesteś przygotowany/a na opisaną w poście sytuację?
Polecam:
Ja to będę uciekać z miasta ale nie drogami… Chodniki będą puste, zwłaszcza jak będzie nim jechać dwutonowy SUV 😉
czy ty jeden masz taki pojazd? może się okazać, że nie są takie puste
Zauważyłem, że większość ludzi generalnie nie jest gotowa na żadne naginanie prawa. Dawno temu w zachodniej Polsce był wypadek (śmiertelny) na S3 i oba pasy były zablokowane przez służby i auta z wypadku. Byłem pierwszym, który zjechał na ścieżkę rowerową biegnącą pod trasą i wróciłem na S3 po drugiej stronie (brama awaryjna za wypadkiem była otwarta. Za mną pojechali inni, później widziałem, że w drugą stronę też zaczął się ruch. Po ścieżce 🙂
Podobnie w innych sytuacjach, mało kto sprawdza czy można alternatywnie przejechać pół km przez las zamiast stać w 2-3km korku przed światłami (Magdalenka pod Warszawą).
Z mojej śp. Babcią (II grupa inwalidzka) zawsze podjeżdżałem pod sam kościół. Raz tylko ktoś zaczął mi zwracać uwagę, ale jak zobaczył jak moja Babcia ma problemy z wysiadaniem z auta to odpuścił. Praktycznie nikt inny nie podjeżdżał w ten sposób, mimo że osób z trudnościami w chodzeniu było naprawdę sporo!
Inna sprawa, że z centrum miasta w razie ewakuacji trzeba się wydostać szybko czyli najkrótszą drogą od nas do „zewnętrznych rubieży” – raczej nikogo jadącego w drugą stronę nie spotkam.
Dwutonowy SUV…
Brzmi ciekawie, a jeszcze bardziej intryguje co też w takim SUV-ie będzie w środku…
Może jakieś „skarby” ułatwiające ewentualne przetrwanie?
Żeby sprawdzić wystarczy np. rozsypać na drodze kolczatki z gwoździ, zablokować ciężarówką, strzelić z z solidnej procy kamieniem wielkości jajka w przednią szybę lub – jak chce się zatrzymać takiego SUV-a tylko dla zabawy, bez potrzeby sprawdzania co w środku – rzucić koktajl Mołotowa )))
Czytam tego bloga i zaczynam się cieszyć, że zamiast ganiać z kumplami za piłką wolałem słuchać wojennych opowieści obu dziadków :)))
tylko nie testuj tych pomysłów na moim dwutonowym SUV-ie jak się znów spotkamy, dobra?
Myślę, że w momencie gdy na sąsiadującej z chodnikiem drodze będzie stało set aut to nikt nie będzie się zastanawiał co jest w aucie spieprzającym chodnikiem.
Inna sprawa, że podczas ewakuacji nikt gwoździ nie będzie rozsypywać – bo i po co? Po drugie raczej będę pierwszy na chodniku, więc jeśli się ktoś nie spodziewa to raczej nie „zabezpieczy” chodnika gwoździowymi kolczatkami. Które nawiasem mówiąc łatwo wykonać – dwa gwoździe bez główek zgięte w U i zespawane na środku 🙂
„Bo i po co” 🙂
Bo w każdej sytuacji szansę przetrwania zwiększa działanie nieszablonowe 🙂
Twoją szansę na przetrwanie ma wspomóc rozsypanie kolczatek utrudniających ewakuację innych? Ja rozumiem gdy ktoś chroni swoją kryjówkę, ale chodnik wzdłuż wylotówki z miasta?
Rzeką.