Alkohol – zapas na trudne czasy – polemika z Kol. Jedlińskim

Najpierw słowo o blogu i trochę wieści ode mnie.

Nie udzielam się ostatnio na blogu za często. Blog jednak nie jest dla mnie celem w samym sobie, a jedynie efektem ubocznym moich przemyśleń, przygotowań, koncepcji. Z resztą, więcej ostatnio było u mnie tematów pobocznych, niż odnoszenia się do survivalu i preppingu – jednak na zapleczu praca wre. Czy, kiedy i w jakiej formie opublikuję efekty tej pracy? Nie wiem, nie gwarantuję – blog to dla mnie odskocznia i medium pomocnicze. Nie mam tu absolutnie żadnej strategii rozwoju jako bloger, nie mam także „parcia na szkło”. Odmówiłem nawet już kilku wywiadów prasowych. Na razie nie leży to w zakresie moich celów, a w życiu prywatnym zdecydowanie mam co robić i nie muszę się eksponować jako prepper, lepiej po cichu robić swoje.

Teraz przejdźmy do tytułowego zagadnienia, czyli do wpisu Kolegi.

O zapasach tytoniu i alkoholu – małe zastrzeżenie

Jeśli już przeczytałeś/aś podlinkowany wpis to dodam swoje 3 grosze. Uważam, że jak najbardziej słuszna jest uwaga, że zapas alkoholu na trudne czasy nie powinien być budowany przez alkoholików, ale nie tylko. Nie powinien być budowany przez jakiekolwiek osoby, które alkohol lubią bardziej niż przeciętnie.

Problemem jest to, że granica alkoholizmu jako choroby jest bardzo, ale to bardzo płynna. Najczęściej sam uzależniony jest ostatnia osobą, która zdaje sobie sprawę ze swojego uzależnienia. Rodzina się przyzwyczaja do faktu i alkoholik z tzw. „syndromem misia” czy brakiem zespołu agresywnych zachowań po alkoholu, może długo pozostawać nieświadomy rozwoju choroby, tak jak i jego otoczenie. Zapas alkoholu, na trudne czasy na handel, na okazjonalna konsumpcję, itp. nie powinien być stosowany, jeśli są tu najmniejsze podejrzenia.

Ale…

Za mało na blogosferze survivalowej jest o przygotowaniu zapasów alkoholu w formie niespożywczej. Przecież tu mamy DOSKONAŁE, legalne i obecnie tanie jak barszcz zapasy. Mianowicie. Spirytus salicylowy i denaturat. Nie ma tu zagrożenia dla ewentualnego alkoholika czy „nadmiernego pasjonata trunków” ze słabą wolą, chyba, że mamy do czynienia z takim „mentosem”, który już nie ogarnia rzeczywistości. Taka osoba jednakże nie będzie czytać tego bloga.

1.

Do większości celów technicznych, w tym do kuchenek spirytusowych, nada się denaturat. Fakt, że nie będzie pięknie pachniało w kuchni, ale lekko chemiczny zapach będzie ostatnią rzeczą, o którą się będziesz martwić w sytuacji SHTF.

Denaturat jak wspomniałem, jest nie tylko relatywnie tani, ale też LEGALNY, czego nie można powiedzieć o bimbrze. Tutaj znajdzie się „życzliwy sąsiad”, który Cie podkapuje i już może być nieciekawie. Po co sobie robić nawet hipotetyczny problem.

2.

Spirytus salicylowy. Do celów kosmetycznych (większość z Panów nawet w sytuacji STHF zechce w końcu się ogolić) oraz do odkażania ran, zadrapań jest doskonały. Spirytus salicylowy jest droższy niż denaturat, ale tańszy niż wszelkie płyny po goleniu, itp. Kiedy musiałem bardziej oszczędzać, po goleniu używałem właśnie tego specyfiku rozrobionego wodą mineralną.

Tanie golenie, nie tylko w kryzysie

Koszt taniego płynu after shave z taniego portugalskiego marketu  to 7 zł (w niemieckim koło 6 zł), koszt własnoręcznie zrobionego aftershave z wody mineralnej i spirytusu salicylowego to tylko ok. 1 zł za buteleczkę. Przy małych butelkach do after shave potrzebna Ci będzie duża strzykawka oraz igła. Wstrzyknij odpowiednia ilość spirytusu salicylowego do butelki po płynie do golenia, wstrzyknij porcję wody. Zamieszaj. gotowe.

Pomyśl o tym i wypróbuj mój sposób (w ramach ćwiczeń) nawet teraz, jeśli stać Cię na lepsze kosmetyki po goleniu niż spirytus salicylowy.

Zapraszam do komentarzy poniżej.